19 paź 2017

Milionerka zafascynowana zbrodniami odtwarza je w niesamowitych miniaturach.Piękne,ale trochę straszne

Milionerka zafascynowana zbrodniami odtwarza je w niesamowitych miniaturach.Piękne,ale trochę straszne.Kolekcja zatytułowana The Nutshell Studies of Unexplained Death przedstawia prawdziwe morderstwa w miniaturze.Na pierwszy rzut oka miniatury w biurze lekarza wojskowego w Maryland wyglądają jak zwykłe domki na lalek.Jednak wystarczy spojrzeć do środka,by zobaczyć,że każda miniatura przedstawia starannie wykonane miejsce zbrodni łącznie z maleńkimi narzędziami i miniaturowymi śladami zbrodni.I wszystkie opierają się na prawdziwych przestępstwach.Frances Glessner Lee,dziedziczka fortuny firmy produkującej traktory i sprzęt rolniczy International Harvester,miała obsesję na punkcie dochodzeń w sprawach karnych.Ku przerażeniu swojej rodziny,Frances większość życia wydając przy tym małą fortunę spędziła na budowaniu makiet przedstawiających miejsca prawdziwych morderstw z Nowej Anglii i włączała do nich dowody ze śledztwa.Makiet wciąż używa się podczas szkoleń nowych śledczych przy analizowaniu miejsc zbrodni.Nawet w dzisiejszych czasach tropy zawarte w makietach stanowią ściśle strzeżone tajemnice. Glessner Lee nazywała te sceny Nutshell Studies of Unexplained Death i budowała je w ważnym celu:by ze zwyczajnych policjantów zrobić elitarnych śledczych zajmujących się zabójstwami.Stworzyła wydział medycyny sądowej na Harwardzie i tygodniowe seminarium,wciąż co roku organizowane w Baltimore,podczas którego używa się makiet,by uczyć sztuki obserwacji i analizy miejsc zbrodni.Te makiety nie tylko miały być używane do szkolenia śledczych.Dzięki nim Glessner Lee poradziła sobie z wizerunkiem outsiderki i stała się szanowanym kryminologiem w swoich czasach.Obecnie często nazywa się ją„matką nauk sądowych”.Glessner Lee budowała makiety w latach 40 i 50 ubiegłego stulecia w pomniejszonej skali,zmniejszając szczegóły wyciągnięte z raportów z autopsji,dokumentacji policyjnej i zeznań świadków okraszając je dozą tajemniczości.Czasami zmieniała nazwiska i daty w opisach scen i swobodnie traktowała elementy,które nie były istotne w śledztwie,jak tapety i wystrój wnętrz.Na niektóre miniatury wydała tyle,ile w tamtych czasach mógł kosztować normalnych rozmiarów dom twierdzi Bruce Goldfarb,asystent głównego lekarza sądowego w Maryland i w praktyce opiekun makiet.Nie miały przypominać zabawek.Makiety miały być jak najbardziej realistyczne podkreśla Goldfarb.|

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz