20 gru 2017

Licealiści ze Słupska samodzielnie zbudowali planetarium!Teraz pochwalą się nim w Warszawie

Jego kopuła na 6 m,a w środku mieści się nawet 30 osób.Pokazali je 22 czerwca w Centrum Nauki Kopernik,podczas konferencji IPS,na którą przyjechali światowi eksperci z branży planetarnej.Wszyscy zwiedzający Kopernika tego dnia będą mogli zobaczyć krótki pokaz w uczniowskim planetarium,a także dowidzieć się,jak stworzyć takie dla siebie.Wszystko zaczęło się 10 lat temu.Wojciech Karcz z Centrum Nauki Kopernik był wtedy uczniem liceum.Od zawsze lubił wyzwania konstrukcyjne.Zbudował dziesięciometrowego foliowego misia,potem wahadło Foucault.Miesiąc przed maturą postanowił stworzyć w pełni funkcjonalne planetarium.Sześciometrowa kopuła powstała w całości z kartonu,a projektor gwiazd został zbudowany z globusa nieba,zasilonego starym akumulatorem od Fiata 126p.Teraz Wojciech powtórzył projekt z obecnymi licealistami,korzystając z aktualnie dostępnych technologii.Kopuła słupskiego planetarium wykonana została z rurek PCV,okrytych starym spadochronem i wyciemnionych folią.Do stworzenia projektora gwiazdowego wykorzystano zwykły projektor cyfrowy i wypukłe lustro.Planetarium jest mobilne można je łatwo demontować i montować w dowolnym miejscu.Kosztowało ok.1500 PLN.Prace trwały około 3 tygodni.Zapraszamy do Kopernika 22 czerwca.Przez cały dzień można będzie oglądać pokazy w uczniowskim planetarium,porozmawiać z jego twórcami i dowiedzieć się,jak takie zbudować.

Tej analizy nie są w stanie wykonać ludzie.Musi im pomóc sztuczna inteligencja.Chodzi o lek na raka

Jak wykazały wstępne badania,opracowany dzięki wykorzystaniu sztucznej inteligencji potencjalny lek może zmniejszać guzy nowotworowe poinformowano podczas konferencji American Society of Clinical Oncology w Chicago.Ponieważ dostrzeganie wszelkich różnic pomiędzy komórkami zdrowymi a nowotworowymi przekracza możliwości nawet najbardziej błyskotliwych ludzkich umysłów,amerykańska firma biotechnologiczna Berg wprowadziła wszelkie dostępne dane na temat biochemii komórek do superkomputera.Miało to na celu znalezienie sposobu na takie przestawienie działania komórek nowotworowych,by znów stały się zdrowe.W ten sposób udało się znaleźć pierwszy potencjalny lek BPM31510,który ma odwracać tak zwany efekt Warburga,czyli zachodzącą w przypadku komórek nowotworu zmianę procesów wytwarzania energii z tlenowych na beztlenowe.Badania przeprowadzone na 85 pacjentach miały na celu tylko sprawdzenie toksyczności BPM31510,jednak u jednego z pacjentów guz zmniejszył się o jedną czwartą.Zdaniem przedstawicieli firmy Berg najbardziej podatne na leczenie nową metodą mogłyby być nowotwory o najwyższym zapotrzebowaniu na energię.Naukowcy chcą przeprowadzić dalsze badania aby sprawdzić,czy potencjalny lek rzeczywiście pomógłby pacjentom.Zdaniem specjalistów dzięki połączeniu postępów technik komputerowych i medycyny wkrótce można oczekiwać kolejnych potencjalnych leków.Eksperci uważają,że sztuczna inteligencja to przyszłość medycyny pozwoli opracować lepsze leki oraz ułatwi dobór terapii do pacjenta.
 

Ekspert:"Jesteśmy naprawdę doceniani.Nie zmarnujmy tego".Polska liderem w badaniu grafenu

Dołączyliśmy do elitarnego klubu państw,które posiadają najbardziej zaawansowane technologie produkcji grafenu.Szkoda by było to zmarnować mówi badacz grafenu dr Włodzimierz Strupiński.Od odkrycia grafenu struktury złożonej z pojedynczej warstwy węgla,o grubości zaledwie jednego atomu minęła dopiero dekada.Właściwości tego materiału okazały się tak unikalne,że w ciągu zaledwie kilku lat Nagrodą Nobla wyróżniono jego odkrywców,Andrieja Gejma i Konstantina Nowosiołowa.A w badaniach tego materiału rozkochali się naukowcy z całego świata,także z Naszego kraju.Wysiłki Polaków są już na świecie zauważone Polsce powierzono organizację prestiżowej konferencji Graphene Week,pod auspicjami Komisji Europejskiej.Rusza 13 czerwca w Warszawie."To coś jak olimpiada.Nie organizuje się jej w przypadkowym miejscu.W Europie jesteśmy naprawdę doceniani,jeśli chodzi o badania nad grafenem.Nie zmarnujmy tego"opowiada dr Włodzimierz Strupiński z Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych w Warszawie twórca jednej z metod produkcji grafenu wysokiej jakości."W ciągu dekady od odkrycia grafenu dokonano gruntownych badań nad tym materiałem"mówi dr Strupiński.Przyznaje,że początkowo grafen był wielką zagadką i trzeba było przeprowadzić wiele badań podstawowych,by lepiej poznać jego właściwości.Od kilku lat badania zaczęły jednak przechodzić do zastosowań.Naukowiec podaje przykład,że na rynku pojawiły się już rakiety tenisowe i narty z dodatkiem grafenu poprawiającego wytrzymałość.Dostępne są już też baterie,których pojemność zwiększana jest dzięki grafenowi.A jedna z chińskich firm zaprezentowała telefony na elastycznym podłożu zapinane na nadgarstku.Ich ekran miałby być wyprodukowany z wykorzystaniem grafenu,którego elastyczność świetnie nadaje się do takich zastosowań.W kolejce na komercjalizację czekają już kolejne pomysły naukowców z całego świata.Dr Strupiński wraz ze swoim zespołem pracuje np.nad wykorzystaniem grafenu w niewidocznych grzałkach,którymi można ogrzewać szyby.W ITME prowadzi się też prace nad wykorzystaniem grafenu w nowych kompozytach z dodatkiem kauczuku czy w produkcji czujnika pola magnetycznego.Grafen ma też potencjał w pracach nad biosensorami,warstwami antykorozyjnymi czy nad elastyczną elektroniką,a także elektroniką przyszłości.Wiadomo,czego dotyczą badania na uczelniach czy w państwowych laboratoriach,ale trudno nawet zgadywać,co szykują prywatne firmy."A wykorzystanie grafenu na przemysłową skalę wymaga wypracowania nowych technologii.Bo jak produkować coś,czego nie widać,nie czuć i jest niewyobrażalnie cienkie?"pyta Strupiński.Jego zdaniem Polska,jeśli chodzi o wytwarzanie grafenu do zastosowań badawczych,ma z czego być dumna."Opracowaliśmy różne technologie wytwarzania grafenu i jesteśmy w tym w ścisłej czołówce światowej"mówi naukowiec."Mamy już urządzenie,które wytwarza grafen w płachtach o rozmiarach pół metra na pół metra.To ciągła warstwa wytwarzana na folii miedzianej i można ją przenosić na inne podłoża"informuje Strupiński.Dodaje,że w jego instytucie przygotowuje się także grafen w postaci proszku płatków o wielkości mikrometrów."Bo nie każde zastosowanie wymaga dużych powierzchni.Np.w atramentach płatki grafenu nie mogą być za duże,muszą być ściśle określonych rozmiarów.Cała sztuka polega na tym,by umieć wytwarzać jednorodne płatki o zadanej wielkości i umieć je rozdzielać"zwraca uwagę."Umiemy produkować grafen na taką skalę,że umożliwia to badania aplikacyjne.To nie są mikroskopijne próbeczki.Materiału jest dużo i jest on dobrej jakości.Jeśli zgłosi się do Nas firma czy zakład,jesteśmy w stanie przygotować im tyle tego materiału i takiej jakości,że można spokojnie prowadzić badania"mówi naukowiec i dodaje:"Na początek wystarczy.Ale chodzi o to,by powstała i fabryka,która ten grafen zamieni w produkt".Strupiński zaznacza,że na razie jest jeszcze mało miejsc,które mogą z Polską konkurować,jeśli chodzi o jakość produkcji i ilość grafenu.Ale jego zdaniem kiedy tylko pojawi się popyt na materiał,firmy z Azji są w stanie błyskawicznie uruchomić fabrykę produkującą grafen.Według eksperta,jeśli teraz nie zaczniemy sami takich firm rozwijać,możemy przegapić swoją szansę.Zdaniem naukowca w badania nad grafenem w Polsce boją się inwestować nie tylko firmy prywatne,ale i państwo.Przyznaje,że Narodowe Centrum Badań i Rozwoju w 2012 roku uruchomiło program GRAF-TECH,którego budżet to 60 mln zł.Z programu tego skorzystało kilkadziesiąt zespołów.Inicjatywa ta jednak nie doczekała się kontynuacji."Dobrze,że pieniądze z GRAF-TECHU były na początek.Ale one zostaną zmarnowane,jeśli nic z tym dalej nie będziemy robić.Trudno założyć,że jeśli zaczynaliśmy coś całkiem nowego na całkiem nierozpoznanym terenie,to po kilku latach bez dalszego finansowania zbudujemy fabryki"komentuje."My dzięki grafenowi dołączyliśmy do elitarnego klubu państw,które posiadają najbardziej zaawansowane technologie.Można to wykorzystać lub nie.Grafen to nie jest jedyna propozycja,jaka wynika z Naszych badań.Dzięki Naszym pracom budujemy bazę:opracowujemy nowe technologie,kształcimy młodych ludzi.Dziś grafen za trzy lata coś innego,co z badań nad grafenem wyniknie.Grafen to przykład trampoliny,z której możemy się wybić.Nie możemy budować ciągle od początku i liczyć na to,że dogonimy świat.Musimy być o pół kroku przed innymi"podsumowuje naukowiec.

Po raz kolejny Nas zaskoczyły.Wieloryby tworzą klany i mają własne dialekty

Klik...klik...klik-klik-klik.To dźwięk wydawany przez wieloryba w okolicach wschodnich Karaibów.Przedstawiciel tego samego gatunku,z tego samego miejsca,ale innej grupy osobników wydaje inny.Dlaczego?Wieloryby tworzą własne dialekty.Shane Gero wraz ze swoją grupą badaczy odkrył,że kaszaloty w tym regionie mają własny dialekt.Co więcej,każdy z wielorybów obserwowanych przez badacza nawiązywał kontakt z tym osobnikiem,który miał podobny akcent.To odkrycie umacnia opinię,że te wieloryby w różnych regionach świata mają,można powiedzieć,własną kulturę,zupełnie jak ludzie.To troszeczkę jak z moim kanadyjskim paszportem.On już od razu sugeruje,że lubię hokej i syrop klonowy tłumaczy Gero,behawiorysta i ekolog,założyciel Dominicana Sperm Whale Project.Możemy identyfikować te kultury słuchając ich dialektów przekonuje.Nagrywając rozmowy wielorybów badacze wyodrębnili 11 grup tych zwierząt,swego rodzaju“klanów”.Richard Connor,ekspert od badań nad delfinami i wielorybami z University of Massachusetts,Dartmouth,mówi,że takie dialekty rodzą się w sposób dość losowy.Potem jednak zyskują strukturę,reguły i stają się podstawą do organizacji społecznej,stworzenia klanu.Może się wydawać,że jest to błąd,który pojawił się podczas nauki komunikacji opisuje Connor ale te różnice potem stają znakiem rozpoznawczym grupy.Ta komunikacja pozwala kaszalotom skuteczniej polować.Sarah Mesnick z kalifornijskiego Southwest Fisheries Science Center dodaje,że wieloryby znające daną okolicę i zamieszkujące ją inne organizmy przekazują sobie nawzajem informacje w ramach jednej grupy.Odkrycie pokazuje,że ochrona kaszalotów ma jeszcze większe znaczenie.Zwierzęta te źle radzą sobie ze zmianami klimatu i obecnością toksycznych metali w środowisku.Gra toczy się już nie tylko o gatunek,ale o każdą z kultur,każdy z klanów,raz utracony,będzie nie do odzyskania.

10 gru 2017

Dzień,w którym wyginęły dinozaury.Wiemy jak wyglądał

Kalkulator skutków uderzenia asteroidy pomaga naukowcom stworzyć szczegółowy obraz wydarzeń,jakie nastąpiły bezpośrednio po jej kolizji z Ziemią.Wyobraźmy sobie wschód słońca w ostatnim dniu ery mezozoicznej 66 milionów lat temu.Promienie słońca padają na bagna i lasy iglaste ciągnące się wzdłuż wybrzeża na dzisiejszym Półwyspie Jukatańskim w Meksyku.Ciepłe wody Zatoki Meksykańskiej tętnią życiem.Kiedy ten zaginiony świat dinozaurów i ogromnych insektów skrzeczy i bzyczy w najlepsze,asteroida wielkości góry pędzi w kierunku Ziemi z prędkością około 64 tysięcy  kilometrów na godzinę.Przez kilka ulotnych chwil kula ognia,która wydaje się być dużo większa i bardziej jaskrawa niż świecące słońce,przemyka przez niebo.Chwilę później asteroida uderza w Ziemię,a siła eksplozji wyliczana jest na ponad 100 trylionów ton trotylu.Siła wybuchu penetruje skorupę ziemską na głębokość kilkudziesięciu kilometrów,żłobiąc krater o szerokości ponad 185 kilometrów i powodując parowanie tysięcy kilometrów sześciennych skał.Wybuch uruchamia lawinę następujących po sobie kataklizmów,które prowadzą do zagłady 80 procent życia na Ziemi w tym większości dinozaurów.Ta apokaliptyczna scena została opisana w niezliczonej liczbie książek i magazynów odkąd w 1980 roku po raz pierwszy opisano teorię skutków uderzenia asteroidy.Identyfikacja w latach 90 krateru Chicxulub w Zatoce Meksykańskiej pozwoliła naukowcom lepiej umiejscowić wybuch w czasie i przestrzeni.Jednak w jaki sposób skutki wybuchu mogły przyczynić się do wymarcia większej części organizmów żyjących na Ziemi pozostało wielką zagadką.W zeszłym miesiącu grupa brytyjskich naukowców pracująca na platformie wiertniczej w Zatoce Meksykańskiej otrzymała pierwsze próbki z górnego pierścienia krateru Chicxulub.Pierścień znajduje się tam,gdzie Ziemia odbiła się w kilka sekund po uderzeniu,a wybrzuszenie w obrębie ścian krateru uformowało dużą okrągłą strukturę.Dzięki badaniu jej pokręconej geologii naukowcy mają nadzieję na lepsze poznanie niesamowitych zjawisk,które tego dnia nawiedziły Naszą planetę.
Przeżyjmy to jeszcze raz
To co już wiemy mogłoby posłużyć za scenariusz do niejednego filmu w Hollywood.Dzięki„kalkulatorowi konsekwencji”programowi opracowanemu przez zespół geofizyków z Purdue University i Imperial College London użytkownicy mogą wprowadzać szereg kluczowych detali,na przykład rozmiar asteroidy i jej prędkość,by tworzyć szczegółowe scenariusze wydarzeń.Można wypróbować różnych odległości od miejsca uderzenia,by zobaczyć,jak skutki zmieniają się wraz z odległością tłumaczy Joanna Morgan,jeden z czołowych naukowców przy projekcie Chicxulub.Jeżeli znajdowalibyśmy się blisko epicentrum,w odległości tysiąca kilometrów,kula ognista zabiłaby Nas od razu albo po kilku sekundach.Rzeczywiście,jeśli bylibyśmy na tyle blisko,by zobaczyć uderzenie,zginęlibyśmy na miejscu tłumaczy Gareth Collins,wykładowca planetologii na uniwersytecie Imperial College London i uczestnik badań.Dziewięć sekund po uderzeniu obserwator na takiej odległości spaliłby się przez podmuch ognia z promieniowania cieplnego.Drzewa,trawa i krzewy spontanicznie pokryłyby się płomieniami i każdy dostałby natychmiastowych poparzeń trzeciego stopnia na całym ciele.Po pożarze czas na powódź.W zależności od lokalnej topografii,skutki uderzenia wywołałyby tsunami do 305 centymetrów wysokości.Następujące po nim trzęsienie ziemi o sile 10,1 w skali Richtera byłoby najsilniejszym trzęsieniem w historii.Tak silne wstrząsy sejsmiczne odpowiadałyby skumulowanym trzęsieniom ziemi z ostatnich 160 lat tłumaczy Rick Aster,profesor sejsmologii na Colorado State University i były przewodniczący Amerykańskiego Towarzystwa Sejsmologicznego.Zaledwie osiem minut po uderzeniu materiał wyrzucony zacząłby spływać z powrotem pokrywając palący się krajobraz warstwą gorącego żwiru i popiołu.W pobliżu strefy uderzenia ziemia byłaby pogrzebana pod wieloma metrami gruzu.Mniej więcej 45 minut później silny podmuch wiatru przemknąłby przez obszar z prędkością 965 kilometrów na godzinę,rozrzucając przy tym gruz i zrównując z ziemią wszystko,co jeszcze nie zdążyło runąć.W tym samym momencie dotarłby dźwięk eksplozji 105 decybelowy huk tak ogłuszający jak przelatujący nisko nad głowami odrzutowiec.W głębi lądu,poza zasięgiem bezpośrednich skutków eksplozji,oczom obserwatora ukazałby się spektakl ciemniejącego nieba i apokaliptyczny pokaz spadających gwiazd wywołanych przez powracający na Ziemię gruz.Widowisko nie przypominałoby normalnych spadających gwiazd czy meteorów twierdzi Collins.Meteory rozpalają się przy większych prędkościach i robią się gorące.Tutaj deszcz gruzu na nowo wchodziłyby do atmosfery na mniejszych wysokościach,leciał wolniej i emitował promieniowanie podczerwone.Nie do końca wiem,jak by to wyglądało.Może coś na kształt czerwonej łuny dodaje.Następnie niebo ściemniałoby,a wirujący dookoła popiół i gruz stworzył zapadający mrok.Przez kilka pierwszych godzin panowałaby prawie całkowita ciemność podkreśla Collins.Jednak potem niebo zaczęłoby się rozjaśniać.Następne tygodnie,a może miesiące czy lata wyglądałyby jak coś pomiędzy zmierzchem a bardzo zachmurzonym dniem.

Te gogle zamieniają smartfona w Centrum Nauki.Możesz zwiedzać świat,podróżować w kosmos

Kto z Nas nie pamięta cudownej zabawki jaką był kalejdoskop?Albo ręczna przeglądarka slajdów podobna do fotoplastykonu?Teraz wracają w nowej odsłonie,korzystając z technologii wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości.A co najważniejsze:pomagają się uczyć!

Przez 8 stuleci leżała ukryta na dnie rzeki.Niedługo będzie można ją obejrzeć

Pozostałości łodzi o długości 12,8 metra,wyciosanej z jednego pnia drzewa,odkryto przypadkowo w kwietniu br.w zamulonym korycie rzeki w prowincji Siem Reap w północnej Kambodży,w pobliżu kompleksu budowli Angkoru stolicy Imperium Khmerskiego(IX-XIV w.)w Kambodży i słynnej świątyni Angkor Wat.Jak poinformował Long Kosal,rzecznik państwowej agencji APSARA,testy próbek łodzi wykonane w instytucie badawczym w Nowej Zelandii wykazały,że znalezisko pochodzi sprzed ok.800 lat,z początków XIII wieku.Agencja APSARA została powołana w 1995 roku przez władze Kambodży do ochrony i zarządzania parkiem archeologicznym otaczającym kompleks Angkor,wpisany jako obiekt na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1992 roku.Odkryta łódź została tymczasowo zatopiona w stawie koło świątyni Angkor Wat dla lepszego zachowania jej w dobrym stanie do czasu,kiedy zostaną podjęte decyzje dotyczące jej konserwacji i przygotowania do ekspozycji.Wcześniej w czerwcu br.australijski archeolog dr Damian Evans,badający od kilkunastu lat kompleks Angkor,poinformował o odkryciu przez jego zespół nowych śladów osadniczej i rolniczej infrastruktury wokół dawnej stolicy Imperium Khmerskiego dokonanym w wyniku przeprowadzonych badań dżungli z zastosowaniem technologii skanowania laserowego.
 

Co skrywają kocie mumie?Zaglądamy do wnętrze kociego sarkofagu!

Archeolodzy mogą wkrótce odkryć tajemnice starożytnego Egiptu dzięki nowej technice obrazowania,która oferuje lepsze spojrzenie na wnętrzności mumii bez konieczności usuwania okrycia.Nowy rodzaj tomografii komputerowej przeszedł pozytywne testy na kocich mumiach pochodzących z kolekcji South Australian Museum.Choć nie jest znany dokładny wiek tych mumii,były one dosyć powszechne w Egipcie w okresie od około 600 r p.n.e.do 250 r n.e.Typowa tomografia komputerowa wykorzystuje jeden rodzaj promieniowania rentgenowskiego,by uzyskiwać obrazy danego obiektu pod różnym kątem,a następnie tworzyć obraz cyfrowy badanych wnętrzności.Metoda ta odróżnia mięśnie od kości na podstawie gęstości.Jednak w przypadku mumii pojawia się wyzwanie:Im są starsze,tym ich skóra i mięśnie bardziej wysychają i stają się bardziej zwarte,a kości tracą szpik i robią się luźniejsze.Nowa technika(ang.atomic numer imaging)z kolei wykorzystuje liczbę atomową i korzysta z dwóch typów promieniowania rentgenowskiego,by móc widzieć wnętrze i rozszyfrować rodzaj ukrytej kompozycji bazując na liczbie atomowej materiału jednej z podstaw uporządkowania pierwiastków.Badania odróżniają kości wypełnione wapniem i fosforem od mięśni,w większości z węgla.To technika,którą można wykorzystać przy jakimkolwiek tomografie komputerowym twierdzi główny autor badania James Bewes,lekarz rezydent radiologii w Royal Adelaide Hospital w Australii,który opisuje swoje badania w sierpniowym numerze Journal of Archeological Science.Możemy wejść troszkę głębiej w skład obiektu,który prześwietlamy tłumaczy Bewes.Próbujemy dowiedzieć się,jak koty żyły i umarły właśnie poprzez analizę ich kości i mięśni.
Biblijne poszukiwania
Pracownicy South Australian Muzeum nie do końca wiedzą,skąd biorące udział w badaniu kocie mumie pochodzą.Jednak Barry Craig,współautor badania i starszy kustosz etnologii zagranicznej w muzeum,twierdzi,że mogły na miejsce przybyć pod koniec XIX lub na początku XX wieku mniej więcej w czasie,kiedy Wielebny Roby Fletcher został wysłany przez mieszkańców miasta Adelaide,by zbierać dowody wspierające Stary Testament.Zamiast tego zebrał mnóstwo egipskich relikwii opowiada Craig i dodaje,że trzecią kocią mumię znajdującą się w muzeum Fletcher na pewno zdobył około roku 1890 w Speos Artemidos kompleksie świątynnym położonym wzdłuż Nilu i jednym z najlepszych miejsc ze starożytnymi kocimi mumiami.Koty zwykle na wpół udomowione  choć czasami i dzikie gatunki jak koty błotne były często składane jako dary dziękczynne kociej bogini Bastet,by zyskać sobie przychylność bóstwa.Starożytni Egipcjanie prawdopodobnie zabierali je ze specjalnych miejsc,gdzie można było wybierać pośród wielu rodzajów eleganckich materiałów do zawijania i dobierać modlitwy opowiada Salima Ikram profesor honorowy i dyrektor Egiptologii na Amerykańskim Uniwersytecie w Kairze.Biznes był tak lukratywny,że niektórzy myśleli,ze kocie mumie w rzeczywistości wypełnione są kamieniami.Chcieliśmy potwierdzić,że w środku mumii naprawdę znajdują się koty,a nie starożytne egipskie podróbki wyjaśnia Bewes na podstawie dwóch próbek,które sprawdzili.Dzięki technice obrazowania z wykorzystaniem atomów odkryto jeszcze coś.Czasami nie do końca wiadomo,czy składane w ofierze koty były martwe już przed procesem mumifikacji,czy raczej zabijano je właśnie w tym celu łamiąc im kark.Badania Bewesa i Craiga wskazują na to,że dwa badane koty rzeczywiście miały skręcony kark.Zauważono również złamania w wysuszonej tkance w pobliżu tego miejsca,co oznacza,że złamania prawdopodobnie miały miejsce po mumifikacji,wykluczając tym samym przynajmniej jeden powód śmierci tych zwierząt.Wiele z nich przez 100 lat przenoszono w różne miejsca,zanim znalazły się w obecnych muzeach twierdzi Bewes i dodaje,że w całym procesie mogły się poobijać.[…]

Ten bursztyn zatrzymał w swoim wnętrzu skrzydła dinozaura!Praprzodek ptaków

Dwa malutkie skrzydełka zatopione w bursztynie pokazują,że upierzenie(warstwy,wzory,kolory i układ piór)dzisiejszych ptaków istniało już u niektórych przodków prawie sto milionów lat temu.Kość,tkanka i pióra dowodzą,że liczące prawie 100 milionów lat skrzydła są wyjątkowo podobne do tych,które mają dzisiejsze ptaki.Badania skrzydeł zostały opublikowane 28 czerwca w czasopiśmie Nature Communications i częściowo sfinansowała je Rada Ekspedycyjna Towarzystwa National Geographic.Z artykułu wynika,że skrzydła prawdopodobnie należały do enantiornitów grupy ptasich dinozaurów,które wyginęły pod koniec okresu kredowego.
„Niesamowicie super”
Choć od lat 90 XX wieku powszechnie przyjmuje się,że prawie wszystkie dinozaury miały pióra,Nasza wiedza o prehistorycznym upierzeniu do tej pory pochodziła ze odcisków piór w zwęglonych skamielinach i indywidualnych piór znalezionych w zastygłej żywicy.Jednak choć odciski piór w skamielinach mogą sugerować pewien układ,z reguły brakuje im bardzo drobnych detali i rzadko kiedy zachowują informacje o kolorze,a pojedyncze pióra nie mogą być skojarzone ze zwierzęciem,od którego pochodziły.Dwie nowe próbki,ważące jedynie 1,6 i 8,51 gramów,zawierają jednak strukturę kostną,pióra i tkankę miękką.To pierwsze próbki upierzenia z kredy,które zawierają coś więcej niż tylko osobne,pojedyncze pióra twierdzi współautor badania Lida Xin z China University of Geosciences.Największy problem z jakim się zmagamy w przypadku piór znalezionych w bursztynie to fakt,że zazwyczaj badamy małe fragmenty lub pojedyncze pióra i nigdy tak do końca nie wiemy,do kogo należały tłumaczy współautor badania Ryan McKellar,kustosz w kanadyjskim Royal Saskatchewan Museum zajmujący się paleontologią bezkręgowców.Takich materiałów nigdy nie dostajemy.To jest niewyobrażalnie super twierdzi.
Znajome pióra
Badania rentgenowskie mikrotomografem wykazały,że obie próbki,ze względu na rozmiar kości i etap rozwoju,należały do młodych osobników.Podobieństwa w strukturze kostnej i w proporcjach,a także w cechach upierzenia sugerują,że próbki należały też do tego samego gatunku.Obie próbki zawierają skórę,mięśnie,pazury i pióra,a także pozostałości po niesymetrycznych piórach sterówkach pierwszego rzędu,piórach drugiego rzędu i pokrywach.Ich układ i mikrostruktura są zbliżone do współczesnych ptaków.Choć gołym okiem pióra wyglądają jakby były czarne,analiza mikroskopowa pozwoliła określić,że sterówki były głównie koloru ciemnobrązowego,a pokrywy występowały w kolorach od nieznacznie jaśniejszego brązu po srebrny i biały.
Obfitujące w skamieliny źródło w niestabilnym regionie
Większość skamielin zatopionych w birmańskim bursztynie pochodzi z kopalni w Dolinie Hukawng w stanie Kachin,na północy Birmy.Dolina jest obecnie kontrolowana przez Armię Wyzwolenia Kachinu,która od ponad 50 lat z przerwami znajduje się w konflikcie ze stanem.Ze względu na konflikt,wydobywanie i sprzedawanie birmańskiego bursztynu jest w dużej mierze nieuregulowane pod względem prawnym,a większość materiału sprzedaje się chińskim konsumentom,którzy używają go przy produkcji biżuterii i rzeźb dekoracyjnych.Xing i jego zespół badaczy znaleźli skamieniałe próbki skrzydeł na dobrze znanym targu bursztynów w Myitkyina,stolicy stanu Kachin.Dla naukowców atrakcyjność birmańskiego bursztynu tkwi w fakcie,że prawdopodobnie zawiera on największy wybór zwierzęcych i roślinnych pozostałości z okresu kreteńskiego tłumaczy David Grimaldi,kustosz w amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej zajmujący się zoologią bezkręgowców.Około 70 procent birmańskiego bursztynu jest pusta,ale pozostałe 30 procent zawiera fenomenalną różnorodność biologiczną twierdzi Garibaldi.Nigdy bym nie pomyślał,że może chodzi o taki poziom różnorodności.