„Efektu cieplarnianego”nie ma.Klimat od tysięcy lat zmienia
się z przyczyn naturalnych.Emisja dwutlenku węgla przez człowieka nie ma
żadnego znaczenia.Słyszymy ciągle o postępującym"efekcie
cieplarnianym" i jego rzekomych skutkach."Eksperci"straszą
katastrofami i podają dane,wskazujące na niepokojące zmiany.Tymczasem,posiadając pewne minimum wiedzy z zakresu klimatologii i geografii,można
zauważyć,że"ekologiczne"rozumowanie jest niedorzeczne,wnioski błędne,dane fałszywe."Ekolodzy",zamiast rzetelną wiedzą,posługują się propagandą i sloganami.Większość"specjalistów"okazuje się być ignorantami,nie mającymi pojęcia o procesach zachodzących w
atmosferze.Jak wygląda kwestia"globalnego ocieplenia",gdy
się ją rozważy z uwzględnieniem wiedzy na temat klimatu i procesów zachodzących
w atmosferze?
Problem pomiaru temperatury
Co rusz słyszymy o pobiciu kolejnego"rekordu"temperatur.Czy się smażymy?Raczej nie powinniśmy raczej mówić o najwyższej
temperaturze...w krótkiej historii współczesnych pomiarów.Regularne pomiary temperatury powietrza,wbrew pozorom,zaczęto prowadzić zupełnie niedawno.Dość powiedzieć,że dopiero w roku 1715,Fahrenheit
skonstruował termometr.Porównywalne z dzisiejszymi zapisy,siłą rzeczy,pojawiły się jeszcze później.Ciągi badawcze,którymi dysponujemy,są więc
bardzo krótkie nie liczą nawet 300 lat.Znamy zaledwie mały wycinek historii
klimatu.A jednocześnie,początek naszych badań zbiega się z końcem okresu wyraźnego ochłodzenia,zwanego"małą epoką lodową".Klimat nie ma żadnego"ustabilizowanego stałego stanu",na który czasami powołują się ignoranci.Około 1000 lat temu
występował okres bardzo ciepły.Tacy na przykład Wikingowie kolonizowali wtedy
Grenlandię.Jakie panowały wtedy temperatury?Żadnych zapisów nie mamy,ale
zapewne dużo wyższe niż dzisiaj,w końcu dziś soczystych zielonych pastwisk na
tej wyspie nie ma.Na szczęście,Wikingowie nie mieli jeszcze telewizji,z
której dowiedzieliby się,że wywołali zmiany klimatyczne wskutek masowego
używania lampek na tłuszcz wielorybi.Co najmniej cała Europa była tysiąc lat temu pod wpływem"globalnego ocieplenia".W wielu miastach Anglii spotkać można na
przykład ulice o nazwie Wine Street(Ulica Winna).Z historii wiemy,że Wyspy
Brytyjskie były sporym ośrodkiem upraw winorośli.Podobnie było w Polsce do
dziś świadczy o tym kilka miejscowości o nazwie Winna Góra.Dzisiaj,w dobie
katastrofalnego rzekomo ocieplenia,takie uprawy w Anglii jak i w Polsce są rzadkością.To świadczy o tym,że cykliczne zmiany klimatu są czymś zupełnie
naturalnym,a obecny okres jest jeszcze względnie chłodny.Po
ociepleniu,przyszła pora na ochłodzenie.Trwało ono mniej więcej od wieku XIV,aż do(według niektórych badaczy)początków XX wieku.Cechowało się,na
przykład,znanymi z kronik surowymi zimami,zamarzaniem Bałtyku,czy też
rośnięciem lodowców,do czego za chwilę powrócimy.Obecnie żyjemy w okresie relaksacji klimatu po długim
ochłodzeniu.Nasze krótkie ciągi pomiarów temperatury,muszą zatem wykazać
ocieplenie.Zimy muszą łagodnieć,a lodowce siłą rzeczy będą się cofać.O
sile i szybkości,z jakimi takie procesy zachodzą,wiemy niewiele nasze
zapisy dotyczą przecież tylko wycinka jednego ocieplenia.Jeżeli więc czytamy o"temperaturach w średniowieczu",to nie są to temperatury pomierzone,a oszacowane współcześnie.Szacunki,jakie by nie były,nie wykazują również bo nie mogą zjawisk takich jak wyjątkowo silne mrozy czy upały,bo oszacować
możemy jedynie średnią temperaturę,a i to bardzo niedokładnie.Tak więc podnoszenie
alarmu z powodu"katastrofalnego upału"przy mizernej bazie
pomiarów jest,delikatnie mówiąc,nie na miejscu.Nasza wiedza absolutnie nie
upoważnia do wyciągania dramatycznych wniosków z takim przekonaniem,jak czynią
to"ekolodzy".Podobnie, nie można mówić,że temperatura"rośnie
dramatycznie szybko".Z braku zapisów,nie wiemy jak szybko"może"albo"powinna"rosnąć temperatura.Pewne poszlaki
wskazują jednak,że naturalne zmiany klimatyczne mogą przebiegać gwałtownie.Syberia była kiedyś krainą ciepłą,a w jej lodach znajdujemy dziś mamuty z
niestrawioną trawą w żołądkach.Zmiana musiała więc przyjść nagle.Może z
powodu bujnego rozwoju motoryzacji w roku 10000 p.n.e.?
Problemów z temperaturą ciąg dalszy
Kłopoty w ocenie zmian klimatu nie wynikają jedynie z braku
zapisów,sięgających poza XVIII wiek.Posiadane przez nas dane są...zafałszowane.Wie o tym każdy normalny klimatolog.I nic nie może na to poradzić.Pierwsze punkty pomiarów meteorologicznych powstawały tam,gdzie były potrzebne czyli w miastach.Pochodzące z nich ciągi pomiarowe są
więc dzisiaj najdłuższe i czasami jedyne liczące się na danym obszarze.Z
biegiem lat,miasta się rozrastały.Im większe miasto,tym silniejsze zjawisko
tzw.miejskiej wyspy ciepła.W zespołach miejskich powietrze jest suchsze i
cieplejsze(nawet o kilka stopni),niż na otaczających terenach.Bierze się to
z wielu przyczyn:z silnego nagrzewania nieosłoniętych powierzchni dachów czy
ulic,z dużej emisji ciepła z budynków itp.Zjawisko to nasiliło się
szczególnie w drugiej połowie XX wieku,wskutek rozwoju motoryzacji,szerokiego
stosowania materiałów takich,jak beton i szkło,czy też po prostu postępów w
ciepłownictwie.Prowadzone w takich warunkach pomiary,siłą rzeczy,muszą
wykazać znaczny wzrost średniej temperatury,nawet gdyby klimat nie zmieniał
się w ogóle.Wszystkie wykresy,pokazujące gwałtowny wzrost temperatur od XX
wieku,są obarczone powyższym błędem!I nie ma możliwości,by go wyeliminować aby to zrobić,musielibyśmy zrezygnować zupełnie z naszych najdłuższych ciągów
badawczych.Jeżeli zatem oglądamy wykres,pokazujący wzrost temperatury,zaczynający się gdzieś w XVIII lub na początku XIX wieku,to prawie na pewno są
to dane pochodzące z miasta,pokazujące dziś temperaturę znacznie wyższą,niż w
rzeczywistości ma region,w którym ono leży!Kolejnym problemem jest fakt,że od zakończenia"zimnej
wojny"likwidowanych jest wiele stacji meteorologicznych,położonych w bardziej wysuniętych punktach.Skoro wśród naszych danych jeszcze wiekszy
udział mają punkty położone w obrębie miast,prosta operacja obliczenia
średniej wykaże wartość wyższą,nawet jeżeli temperatura we wszystkich punktach
nie zmieni się ani trochę.Popularne media,jak na przykład"Gazeta
Wyborcza",nawet nie owijają w bawełnę(pewnie dlatego,że redaktorzy nie
rozumieją,o czym piszą) i biją na alarm,gdyż na przykład"ten lipiec
jest w Warszawie najcieplejszy od początku prowadzenia pomiarów temperatury,czyli od 1779".Co logicznie wynika z tego,że Warszawa się
rozbudowuje i rozrasta.
"Specyficzne"wnioski
W cytowanym wyżej wywiadzie z tzw."ekspertem
Międzynarodowego Panelu",czytamy,że"z powodu globalnego ocieplenia
klimatu zmienia się krążenie powietrza nad półkulą północną".Ciekawy to
wniosek,gdyż nikt jeszcze czegoś takiego nie udowodnił.Ponadto wiadomo,że
takie zmiany są naturalne i cykliczne(znane są też ich przyczyny).Z kolei
temperatura lipca 2006,o 5 stopni wyższa od średniej,"to anomalia,której nie da się wyjaśnić zwykłymi wahaniami naszego klimatu".Otóż w
naszym klimacie coroczna zmienność pogody jest czymś normalnym i oczywistym,co
chyba każdy rozgarnięty czytelnik dawno zauważył.Znajdujemy się bowiem w takim
miejscu Europy,w którym spotykają się masy powietrza napływające ze wszystkich
prawie stron.Nie trzeba też chyba
tłumaczyć,że odchylenia od średniej są czymś zupełnie normalnym,bo na tym
polega istota średniej.Natomiast dane,pochodzą
z miast czyli,jak już wiemy,są zawyżone.I taki to właśnie jest"poziom"artykułów na temat"efektu cieplarnianego".Skandynawia nie pasuje"ekologom"do układanki,bo przeżywa właśnie...ochłodzenie.
Pochodzenie ciepłych zim
Niezależnie od wiarygodności naszych danych,w ostatnich
latach możemy zauważyć bardzo łagodne zimy.Z opowieści(albo i własnych
doświadczeń,jeżeli Czytelnicy są starsi niż niżej podpisana),wyłaniają się trzaskające mrozy i dwumetrowe zaspy śniegu.Zmiana klimatu jest ewidentna.Co
jest jednak jej przyczyną?Teoria,że dzieje się tak wskutek zwiększenia emisji"gazów cieplarnianych"na Ziemi o jakieś promile,jest tak
niedorzeczna,że na razie nie będziemy się nią zajmować.Najważniejszym
czynnikiem,kształtującym klimat w Polsce,jest cyrkulacja atmosferyczna.Mniej więcej od 1980 roku,napływają do nas większe niż
wcześniej masy powietrza oceanicznego z nad północnego Atlantyku.Dzięki
ciepłemu Prądowi Zatokowemu w Hiszpanii rosną palmy,gdy położony na tej samej szerokości geograficznej Nowy Jork ma klimat podobny do naszego.Od niemal
trzydziestu lat,w zimie napływa do nas powietrze względnie ciepłe i wilgotne,stąd długie i silne mrozy trafiają się zdecydowanie rzadziej,niż na przykład w
latach powojennych.Pierwsze opisy tego cyklicznego zjawiska dostarczali już XVIII-wieczni kronikarze.Za pewien czas ta tendencja się odwróci,a wtedy
solidne zimy na pewno do nas wrócą.Podobna,bardziej ewidentna sytuacja panuje na południu
Europy.Susze i upały to nie"anomalie",tylko skutki większego
napływu suchego i gorącego powietrza zwrotnikowego,zamiast wilgotnego
atlantyckiego.Zjawisko związane jest z opisaną powyżej"tajemnicą"ciepłych zim i poznane przez klimatologów już jakiś czas temu.„Ekolodzy”o
klimacie wolą jednak słuchać od wszystkich,poza klimatologami.Skoro gdzieś jest cieplej,gdzieś indziej powinno być
chłodniej.I jest!Wyraźnie chłodniejsze jest na przykład lato w Skandynawii.W
północnej Kanadzie występują mroźniejsze zimy.Gdyby nasza cywilizacja
rozwinęła się tam,a Europa była prawie bezludna,dzisiaj być może
walczylibyśmy dzielnie z"globalnym ochłodzeniem".
Lodowcowy problem
Podobno,"topią się lodowce na całym świecie",co
jest skutkiem"efektu cieplarnianego".Po pierwsze,nie na całym
świecie,po drugie na jakikolwiek związek tego zjawiska z"emisją gazów
cieplarnianych"nie ma żadnych dowodów.Generalnie,problem jest dwojakiego
rodzaju.Pierwszą sprawą,jest relaksacja klimatu po"małej
epoce lodowcowej".U jej końca,czyli około wieku XVIII,lodowce osiągnęły
maksimum powierzchni i objętości.Mniej więcej od wieku XIX zaczęły się cofać.Trudno jest powiązać ten fakt z rozwojem motoryzacji,chyba,że weźmiemy pod
uwagę automobil parowy Mikołaja Cugnot'a(rok budowy 1769)w liczbie jednej
sztuki.Ekonawiedzeni masowo produkują wykresy,obrazujące cofanie się lodowców od XVIII wieku ale nie pokazują nigdy,jak bardzo urosły w wiekach
XIII-XVIII!Osobną kwestią są wahania wielkości lodowców w krótszych(niż kilkaset lat)okresach.Masa lodu wynika nie tylko z temperatury.Co roku,lodowiec jest zasilany zimowymi opadami śniegu.Bilans jego masy zależy więc
nie tylko od letnich upałów,ale i od wielkości opadów.W większej części Alp
są one niższe,co dodatkowo powoduje lokalny wzrost temperatury(bo pociąga za
sobą spadek zachmurzenia).Przyczyną są wspomniane wcześniej cykliczne zmiany
cyrkulacji atmosferycznej nad Europą.Szybsze cofanie się wielu tamtejszych
lodowców nie powinno więc dziwić.Namiętnie przywoływanie Alp przez różnych"specjalistów",jest jednak tylko połową prawdy...bo jednocześnie
bardzo szybko rosną lodowce norweskie!Proces ten notowany jest od początku lat 80.Niektórzy
naukowcy mówią wręcz o postępie najszybszym od zakończenia"małej epoki
lodowej".Przyczyna jest odwrotna niż w przypadku Alp znacznie wyższe
opady w zimie,oraz chłodniejsze niż zazwyczaj lato.Podobne procesy następują również
w innych częściach świata rosną niektóre lodowce Nowej Zelandii,a także
Alaski.Alaskański Lodowiec Hubbarda,wskutek szybkiego postępu,grozi obecnie przegrodzeniem fiordu,do którego spływa i utworzeniem dużego,zatamowanego
lodem jeziora.Niektórzy"eksperci"tłumaczą powyższe zjawiska(o
ile w ogóle o nich słyszeli)jakimś nieokreślonym"wpływem
człowieka",który wywołuje różne"anomalie".Nie przedstawiając,oczywiście,cienia dowodu i logiki bo i niczego takiego tam nie ma.Opisane
wyżej procesy nie są jednak"tajemniczymi anomaliami",lecz
naturalnymi wahaniami,coraz lepiej poznanymi przez naukę,czego ekologiczne
nieuki w ogóle nie przyjmują do wiadomości.Symbolem"efektu cieplarnianego"stało się
Kilimanjaro.Czapa śnieżna ze szczytów tego masywu konsekwentnie znika.Tyle,że Kilimanjaro jest dowodem na...brak"efektu cieplarnianego".Proces topnienia czapy śnieżnej notuje się od momentu odkrycia tej góry przez
białego człowieka.Bardzo szybkie topnienie widoczne jest już od początku
pomiarów w roku 1912.Jeżeli naukowcy w roku 1912 zastali intensywny i
wykształcony proces,to oznacza,że musiał on rozpocząć się dużo wczesniej gdy o uprzemysłowieniu nikt jeszcze nie słyszał.
Zawartość cukru w cukrze
Gospodarka człowieka emituje pewne ilości dwutlenku węgla.Może jest to 0,001% emitowanych na Ziemi gazów„cieplarnianych”,a może 0,005% nie ma to większego znaczenia,bo na przykład roczne wahania emisji
naturalnej są kilka razy większe.I ta informacja inteligentnemu człowiekowi
zupełnie wystarczy,przytoczmy jednak jeszcze kilka faktów,aby rozwiać
wszelkie wątpliwości.Wystarczy wielki pożar buszu lub wybuch dużego wulkanu,by
emisja CO2 na Ziemi wzrosła o kilka procent.Emisja"gazów
cieplarnianych"przez człowieka jest niczym,w porównaniu do naturalnych
procesów,zachodzących od tysięcy lat.Ale żenująca niewiedza na ten temat(lub
przemilczanie faktów),to nie jedyna kompromitacja"ekologów".Atmosfera jest dla nich chyba czymś w rodzaju wiadra.Dodatkowa emisja gazów ma się w niej kumulować i powodować stopniowy wzrost ich
stężenia.Brakuje tylko wyliczeń,w którym roku stężenie tlenu osiągnie tak
niski poziom,że się udusimy.Atmosfera nie jest jednak wiadrem,a dwutlenek węgla(i inne
gazy)jest z niej bezustannie przechwytywany przez rośliny.Proces ocieplenia,co jest logiczne,ma na intensywność tegoż przechwytywania bezpośredni wpływ.Przecież jeżeli w takiej Polsce wiosna zacznie się wcześniej,a lato skończy
później,okres wegetacyjny znacznie się wydłuży,przez co rośliny będą przetwarzały
dwutlenek węgla przez czas znacznie dłuższy.Dodajmy jeszcze,że lasy produkują
jedynie ułamek tlenu na Ziemi.Puszcza amazońska,choć oczywiście bardzo cenna,żadnymi"zielonymi płucami"nie jest.Ponad 80% tlenu wytwarza oceaniczny fitoplankton.Wzrost temperatury oceanu spowoduje oczywiście rozrost
fitoplanktonu i w konsekwencji zwiększenie"mocy przerobowych"CO2,niezależnie od powierzchni lasów.Na koniec warto przypomnieć,co się do"gazów
cieplarnianych"zalicza.Dwutlenek węgla nie jest jedynym ani
najważniejszym"gazem cieplarnianym".Jest nim para wodna,która
stanowi ponad 90% tychże.Emisja pary wodnej przez człowieka to poniżej jednego
promila emisji tego gazu na Ziemi.Zaś emisja dwutlenku węgla przez gospodarkę
to ułamek procenta emisji"gazów cieplarnianych"ogółem.Twierdzenie,że powoduje to drastyczne zmiany klimatu na kuli ziemskiej jest tak
niedorzeczne,że nie warto się nim dłużej zajmować."Najważniejszym gazem cieplarnianym,o którym prasa nie
pisze na ogół wcale,nie jest dwutlenek węgla,który wypuszczamy spalając
węgiel,spalając ropę,spalając gaz,a także z innych źródeł ludzkich tylko woda.Zwyczajna para wodna daje około 97% całego efektu cieplarnianego."
Katastrofy pogodowe
Co rusz słyszymy o kolejnej katastrofie pogodowej.Cyklony
przeplatają się z tajfunami i tsunami,a dziennikarze i "fachowcy"z
przejęciem przekonują nas,że to człowiek jest odpowiedzialny za"anomalie pogodowe" i będzie ich coraz więcej.Jak zwykle,bez sensu.Zacznijmy od tego,że cyklon lub tajfun są zjawiskami
normalnymi,a przyczyny ich powstawania wyjaśnia na przykład fizyka,a nie"ekofilozofia".Czy możemy twierdzić,że ich liczba lub siła
gwałtownie rośnie?Nie,gdyż w miarę kompletne zapisy tych zjawisk dotyczą tak
krótkiego okresu wstecz,że dla każdego poważnego badacza jest on zbyt krótki,by wyciągać daleko idące wnioski.Skąd się jednak biorą informacje o częstszych
katastrofach?Jeszcze sto lat temu,wiadomość o katastrofalnym tajfunie w
Azji docierała do Europy po paru tygodniach,a czasami i po pół roku.Informacje o zdarzeniach mniejszych nie docierały wcale,bo nikogo to nie
interesowało.Jednocześnie wiele tych zjawisk miało miejsce na terenach słabo
lub w ogóle nie zaludnionych,stąd poza wystraszeniem stada małp nie
powodowały wielu ofiar.Dzisiaj informacja dociera na drugą stronę kuli ziemskiej w
ciągu kilku minut.Jednocześnie gęstość zaludnienia jest wielokrotnie wyższa.Dlatego nie tylko dowiadujemy się o większej liczbie zdarzeń,ale też każde z
nich pociąga za sobą większe skutki i większą liczbę ofiar,niż analogiczne
wydarzenie sto lat temu.Dodajmy,że media prześcigają się w przekazywaniu
obrazów klęsk i katastrof,a uzyskamy odpowiedź na pytanie,skąd nagle pojawiło
się tyle tajfunów.I przypomnijmy,że w niektórych rejonach świata cyklony,monsuny i powodzie są zjawiskami tak normalnymi,jak dla nas jesienny deszcz.Zdarzały się nawet w czasach,gdy nie było telewizji!"Działacze ekologiczni"każdą informację o powodzi
czy innej katastrofie opatrują komentarzem,że przyczyną tych zjawisk jest"efekt cieplarniany"spowodowany"emisją CO2"(bez
jakiegokolwiek uzasadnienia).Ostatnio każde większe zjawisko pogodowe okazuje
się być spowodowane"efektem cieplarnianym"obojętnie,czy to susza,czy powódź,czy upał,czy mrozy.Jak w znanym kawale o wszechobecnym Leninie strach otwierać konserwę.
Przemilczani naukowcy
Dla„autorytetów”nadciągająca katastrofa jest oczywista.No
tak...ale co to za autorytety?Różni aktorzy,jacyś pisarze,sportowcy,postaci w rodzaju znanego zbieracza suszonych motyli,tłum"działaczy
ekologicznych",no i oczywiście biurokraci i politycy.Z okazji
niedawnej"konferencji klimatycznej"w Poznaniu,cytowanym w prasie"autorytetem ekologicznym"była m.in.wybitna specjalistka od
klimatu,była żona Micka Jaggera.Szkoda,że nie na przykład profesor
Alojzy Woś,kierownik Zakładu Klimatologii na wydziale geograficznym
Uniwersytetu im.Adama Mickiewicza w Poznaniu,który z przyczyn czysto
naukowych"efekt cieplarniany"uważa za zwykłą bzdurę.O klimacie najwięcej wiedzą nie Angela Merkel i Al Gore(tych dwoje,sądząc po wypowiedziach,nic nie wie),tylko klimatolodzy.Większość badaczy z polskich uczelni,zajmująca się tą dziedziną,wykazuje
daleko idący sceptycyzm wobec idei"efektu cieplarnianego".W miarę
postępów naszych badań,dowiadujemy się bowiem coraz więcej o klimacie i o tym,że jego wahania są czymś zupełnie naturalnym.Według"ekologów",tysiące naukowców potwierdzają,że zjawisko"efektu cieplarnianego"jest wywołane"emisją CO2
przez człowieka" i grozi nieobliczalnymi konsekwencjami.Tymczasem
większość rzetelnych naukowców odnosi się do tej teorii bardzo sceptycznie.Ale
opinia geografów,meteorologów,klimatologów jakoś mało kogo interesuje.A kto
wie więcej o klimacie klimatolog,czy"ekofilozof"?Pod tzw."raportem Międzyrządowego Panelu ds Zmian
Klimatu(United Nations Intergovernemntal Panel on Climate Change,znany
na świecie jako IPCC),podpisało się 52"naukowców".Odpowiedzią na
niego był tzw.Raport Mniejszości Senatu USA(U.S.Senate Minority Report),dowodzący,że żadnego"efektu cieplarnianego"wywołanego przez człowieka nie ma.W roku 2007 podpisało się pod nim ponad 400 naukowców z całego świata,natomiast nowsza wersja raportu z roku 2008 zawiera już 650 podpisów i liczy
231 stron.O"międzynarodowym panelu",produkującym mętne
frazesy,zapewne wszyscy już wiele razy słyszeli a czy media cytują"Raport Mniejszości",który stworzyło ponad 12 razy więcej badaczy i
który stoi na solidnych podstawach naukowych?Twierdzenie,że większość
naukowców zgadza się co do zjawiska"efektu cieplarnianego" i potrzeby walki z nim,jest totalnym kłamstwem.W dziedzinie badań klimatu,panuje sytuacja poniekąd chora.Badacze,zajmujący się tą dziedziną,z pewnym zdziwieniem stwierdzają,że
wyniki badań przeczą wielu sloganom z gazet i telewizji.W wielu pracach
znaleźć można konkluzje,że cały ten"efekt cieplarniany"nie bardzo
pokrywa się z faktami.Jednocześnie,rzetelna wiedza rozpowszechnia się
opornie.Nawet wielu naukowców nie wie,że nasze obecne ciepłe zimy,jak i
ostatnia zima mroźna,są następstwem naturalnej oscylacji atmosferycznej.Jednocześnie,zaprzeczanie"oczywistościom"często bywa kwitowane stwierdzeniem o"zaprzedaniu się"naukowców jakiemuś"kapitałowi",czerpiącemu dochody ze spalania paliw kopalnych i tak dalej.Takie
stwierdzenia,wysuwane na przykład przez"ekofilozofów",są nie tylko
niedorzeczne,ale i obraźliwe wobec badaczy,żmudnie gromadzących wyniki badań
często przez wiele lat.Zwłaszcza,że wypowiadane przez ignorantów,którzy
nawet nie rozumieją,co właściwie taki glacjolog lub klimatolog bada.Pojawia
się pytanie,komu"zaprzedali się"rzekomi specjaliści,wieszczący
roztopienie się lodowców i zalanie wysp na Pacyfiku,co może obalić nawet
średnio rozgarnięty uczeń podstawówki?Bo o dziennikarzach nie warto nawet
wspominać."Dyskusja o globalnym ociepleniu nie dotyczy poziomu
temperatury oraz dwutlenku węgla.To nie jest naukowa dyskusja o klimacie.To
jest zderzenie tych,którzy chcą zmienić nas,a nie klimat,z tymi,którzy
wierzą w wolność,rynek,ludzką wynalazczość i postęp techniczny"
O szkodliwości fałszywych teorii
Medialna propaganda o"efekcie cieplarnianym"w
rzeczywistości bardziej szkodzi ochronie środowiska,niż pomaga.Ochrona
przyrody i stopniowe wprowadzanie mniej szkodliwych technologii jest
koniecznością.Tymczasem kwestia"emisji CO2"jest karykaturą ochrony
środowiska,prowadzi do działań niedorzecznych i bezsensownych,a do tego
bardzo drogich.Zaś debaty o"gazach cieplarnianych",pełne informacji wyssanych z palca i sprzecznych z faktycznym stanem wiedzy,odwracają uwagę od rzeczywistych problemów.Pozwalają jednak grupie"działaczy" i polityków na spędzenie miłych wakacji w ciekawych zakątkach świata jak i dają niezły zarobek"pośrednikom handlu
emisjami",a także pracę dla biurokratów,którzy te limity w pocie czoła
rozdzielają.Czy ktoś zna jakiegokolwiek"specjalistę"od"efektu cieplarnianego",który uczciwie przytoczył podane powyżej
fakty?Dodajmy,że sporą część"tajemniczych"mechanizmów rządzących
pogodą,naukowcy znają już od kilkudziesięciu lat.Natomiast"ekolodzy","ekofilozofowie" i Al Gore nie mają o nich
bladego pojęcia.I wcale nie chcą mieć,bo prawda ich w ogóle nie interesuje.Kiedyś,egipscy kapłani wmawiali ciemnemu ludowi,że spowodował
zaćmienie Słońca.Dzisiaj,biurokraci i politycy próbują nas przekonać,że
klimat zmienia się przez nas.Tu nie chodzi o żadną ekologię.W obu przypadkach
chodzi o władzę,politykę i pieniądze.Oraz posady dla różnych"działaczy",którzy nie potrafiąc zrobić nic sensownego,chcą zbić
kapitał na klimatycznej szopce."Teza o antropogenicznym pochodzeniu zjawiska efektu
cieplarnianego jest rozpowszechniana od lat 70.przez ludzi,którzy poza
nadzwyczaj sprawnymi działaniami lobbingowymi nie mogą się pochwalić żadnymi
przekonującymi wynikami badań.Nagminnie stosują wybiórcze podejście do danych
badawczych i odrzucają te,które nie pasują im do tezy."Klimat
będzie ocieplał się nadal.Jak do tej pory,w większości regionów świata
przekroczył poziom ciepłoty występujący na początku XIII wieku.Jednak daleko
nam jeszcze do temperatur,panujących 1000 lat temu.Rozpowszechnianie
pseudonaukowych teorii opartych na domysłach i politycznych interesach,utrudnia poznanie rzeczywistych procesów rządzących zmieniającym się klimatem.Odwraca też uwagę od rzeczywistych problemów ochrony środowiska.A rzetelna
wiedza o zmianach klimatycznych już niedługo może się przydać.